Rozdział 12
Albusowi śniło się, że jest w labiryncie. W labiryncie, po którym krąży, spotyka różne osoby z Hogwartu, ale z reguł nie te mu bliskie, chodzi bez celu. Wszędzie unosi się pył, jakby z gruzów, pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach. Dostrzega gigantyczną trampolinę, paskudny mugolski wynalazek, który pokazał mu tata. Przed sobą widzi drzwi, bardzo kuszące, nęcące, ze światłem wylewającym się ze szpary pod nimi i z dziurki od klucza, jest już tak blisko, tak bardzo blisko. Wyciąga rękę, chce szarpnąć za klamkę, słyszy zza drzwi przytłumione głosy, głosy, które mówią coś ważnego. Są nie do rozpoznania, a on nie słyszy słów, jedynie bełkot, ale wie, po prostu wie, że mówią coś ważnego. Wyciąga dłoń i... Koniec. Nic. Światło. Budzi się, widzi nad sobą twarz Scorpiusa, rozpromienioną. Scorp wyciska mu na ustach soczystego buziaka, a Albus nie może się nie uśmiechnąć. Ciągnie go za szatę i wywraca, Scorpius leży teraz na nim. Całują się, z zadowoleniem, zaczerwienieni z emocji. Pa...