Rozdział 7

Harry mocno uściskał Albusa. Jego kochany, cudowny synek.
- Skarbie, myślałeś, że może nas to rozgniewać? Najważniejsze żebyś był sobą i żebyś był szczęśliwy - powiedział.
Albusowi łzy napłynęły do oczu. Wdychał zapach taty, a jego serce biło mocno i radośnie. Czuł się dziwnie szczęśliwy i kochany. Był dumny z tego, że jest synem Harry'ego Pottera. Przedtem przerażało go to, wręcz tego nienawidził. Nienawidził bycia potomkiem kogoś tak sławnego, ale teraz zrozumiał, że ten sławny ktoś ma inną, lepszą maskę, kiedy jest ojcem.
- Chyba będę musiał odwiedzić Dracona Malfoya i porozmawiać z nim - szepnął Harry we włosy Albusa.
Al wzdrygnął się, poczucie szczęścia minęło, jakby dookoła pojawili się dementorzy.
- Nie! - Pisnął, wystraszony - nie, tato, może lepiej nie?
Harry skupił myśli. Chciał dobrze przekazać synkowi to, co miał mu do powiedzenia.
- Wiesz co, Albusie? - Zaczął - ja znam Draco. Można o nim powiedzieć bardzo wiele złych rzeczy, ale na pewno nie to, że jest nietolerancyjny. Pewnie to jego młodość, kiedy nie miał wyborów, nauczyła go, że młodzi ludzie powinni je mieć. Nie martw się o Scorpiusa ani o waszą relację. Po prostu porozmawiam z jego ojcem. Bunty olbrzymów poczekają, czasem są ważniejsze sprawy niż to, co się dzieje na świecie, a mianowicie to, co się dzieje w sercu.
Albus przytulił się mocno do taty. Miał ochotę już nigdy go nie puścić.
*
Harry wylądował w kominku w willi Malfoy'ów. Wyszedł z niego i rozejrzał się. W całym pomieszczeniu wciąż czuć było żałobę po Astorii, żonie Dracona. Meble były skórzane i czarne, tak samo jak wszystkie inne rzeczy: ozdoby, dywany, zasłony. Przy ścianie piętrzyły się książki na regale. Harry dostrzegł machoniowe rzeźbione biurko, przy którym siedział właśnie skrzat domowy.
- Witaj - uśmiechnął się Harry - czy mógłbyś zawołać swojego pana?
Skrzat skinął głową i zdeportował się z hukiem. Po paru minutach do gabinetu wszedł Draco.
- Och, to ty, Potter.
- Tak. Wybacz, że wpadam tak bez zapowiedzi, ale mam sprawę odnośnie naszych synów... - zaczął Harry.
- Znowu? - Malfoy usiadł przy biurku i opuścił głowę na dłoń. - Serce mnie boli, kiedy pomyślę, że coś może się mu stać, albo że będą jakieś kłopoty. Odkąd nie ma Astorii... - westchnął.
- Wiem, Draco - powiedział spokojnie Potter - ale myślę, że nie ma powodu do troski. Swoją drogą, ponuro tu...
- To Astoria dodawała temu miejscu koloru - zaczął Malfoy, ale potrząsnął głową - mów, z czym przychodzisz.
Harry'emu zdawało się, że Draco jest dziwnie przygnębiony i zdołowany.
- Spokojnie, to nic takiego. Chciałem tylko poinformować cię, że...naszych synów łączy bliższa niż przewidywaliśmy relacja.
Draco podniósł wzrok, marszcząc czoło.
- Chyba nie masz na myśli...- zaczął, ale Harry tylko pokiwał głową.
- Pamiętaj, że najważniejsze jest to, że są szczęśliwi. Przed chwilą rozmawiałem z Albusem i... no wiesz, oni trochę boją się twojej reakcji.
Zapanowała cisza. Ciężka atmosfera unosiła się w powietrzu. Draco odchrząknął.
- Trochę mnie to martwi, to prawda. Jeśli ród Malfoyów wymrze, to... - przełknął głośno ślinę. - Oczywiście nie myśl, że tego nie akceptuję, pragnę dla Scorpiusa szczęścia. Boję się jednak. Boję się, że mój ojciec go zniszczy. Znasz Lucjusza. On tego nie zniesie.
Harry ciężko pokiwał głową. Och tak, znał Lucjusza Malfoya.
*
Tym czasem Albus i Scorpius siedzieli razem w pokoju życzeń, trzymając się za ręce. Bali się. Ich oddechy łączyły się w całość, w ciepłe chmurki powietrza. Właściwie mogli czekać tylko na to, aż pojawi się tata Scorpiusa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 35

Rozdział 26 #pisarskakolaboracja #blogowewyzwanie