Rozdział 31
Hermiona stała nad kulącą się Ritą Skeeter postukując groźnie butem. Rita jęczała coś pod nosem, dłubiąc jednym szponiastym paznokciem pod drugim.
- Słucham - zagrzmiała Hermiona - Słucham, co skłoniło cię do używania swoich zdolności do pisania obrzydliwych artykułów na temat minister magii i innych ważnych osobistości?
- Ja...ymm - zaczęła Rita, ale po chwili zamilkła, strapiona.
- Rito - przemówiła Hermiona - doskonale wiesz, że tylko z dobrego serca nie wpisałam cie do rejestru animagów, ale teraz właśnie moje dobre serce gdzieś się ulotniło i cie tam wpiszę. Poza tym, wyrzucam cię z redakcji Proroka Codziennego, ponieważ chcę, by był on gazetą piszącą o prawdziwych wydarzeniach, a nie zmyśloną dla tanich marketingowych chwytów.
- Marke...co? - Zdziwiła się Skeeter.
- Marketingowych - Hermiona przewróciła oczami - takie mugolskie słowo.
Jeszcze przez chwilę popatrzyła na skuloną za biurkiem postać Rity, kręcąc z rezygnacją głową. Niektórzy nigdy się nie zmieniają.
- Masz dwie godziny. - Powiedziała - i nie chcę cię tu więcej widzieć.
Wyszła szybko z gabinetu Skeeter, pod drzwiami czekał już na nią jeden z pracowników z "bardzo ważną sprawą", jak zawsze. Westchnęła i poszła za zaaferowanym czarodziejem.
A tymczasem w Hogwarcie Tyler był w centrum zainteresowania. Uznawano go za potomka Harry'ego Pottera przez bardzo szybkie, bo już na pierwszym roku, dostanie się do drużyny quidditcha. Tyler jednak wyraźnie bał się otaczających go wścibskich uczniów zadających mu masę natrętnych pytań, a zwłaszcza pewną wyjątkowo nieczułą na aluzję dziewczynkę która co chwilę mówiła coś o jakimś napopłatku, a przez nią Ty zastanawiał się jak duże ma zaległości w Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami. Ponieważ profesor Hagrid twierdził, że nieduże. On sam jednak zaczął już w to powoli wątpić. Czym tak ważnym może być ten napopłatek, że dziewczyna tak bardzo się o niego dopytuje? Tyler wyrwał się z otaczającego go tłumu i pobiegł w stronę, w której zniknęli Albus i obejmujący go Scorpius. Nie za bardzo rozumiał relacje brata i kuzyna. Troszkę się też tej relacji bał. Pobiegł i po chwili dogonił ich mniej więcej na wysokości wierzby bijącej.
- Al! - Krzyknął - Albus!
Brat oderwał się od Scorpiusa, nieco zaczerwieniony i zdyszany i zmierzył Tylera złym wzrokiem. Po chwili jednak jego głos złagodniał, widząc niepewność i strach na twarzy malca.
- Co chciałeś? - Zapytał z lekkim zniecierpliwieniem.
- Boje się - w jego oczach pojawiły się łzy.
Al podszedł i objął go.
- Co się stało, szkrabie?
- Bo..bo ja mam na pewno zaległości. Bo...bo ja nie wiem, co to jest ten...napopłatek?
Albus i Scorpius parsknęli niekontrolowanym śmiechem. Ty popatrzył na nich zdezorientowany i urażony.
- Tyler, dopadła cię Victoria? Nie wierz w ani jedno jej słowo! Napopłatka Podskrzydłego sobie wymyśliła, jak zresztą większość rzeczy. Nie masz żadnych zaległości, nie martw się.
Tyler odetchnął z zadowoleniem i już miał coś odpowiadać, kiedy tuż koło nich pojawiła się Victoria Longbottom.
- No, to co z tym napopłatkiem?! - Krzyknęła, ale Tylera już nie było.
Biegł aż się za nim kurzyło w stronę Hogwartu.
- Słucham - zagrzmiała Hermiona - Słucham, co skłoniło cię do używania swoich zdolności do pisania obrzydliwych artykułów na temat minister magii i innych ważnych osobistości?
- Ja...ymm - zaczęła Rita, ale po chwili zamilkła, strapiona.
- Rito - przemówiła Hermiona - doskonale wiesz, że tylko z dobrego serca nie wpisałam cie do rejestru animagów, ale teraz właśnie moje dobre serce gdzieś się ulotniło i cie tam wpiszę. Poza tym, wyrzucam cię z redakcji Proroka Codziennego, ponieważ chcę, by był on gazetą piszącą o prawdziwych wydarzeniach, a nie zmyśloną dla tanich marketingowych chwytów.
- Marke...co? - Zdziwiła się Skeeter.
- Marketingowych - Hermiona przewróciła oczami - takie mugolskie słowo.
Jeszcze przez chwilę popatrzyła na skuloną za biurkiem postać Rity, kręcąc z rezygnacją głową. Niektórzy nigdy się nie zmieniają.
- Masz dwie godziny. - Powiedziała - i nie chcę cię tu więcej widzieć.
Wyszła szybko z gabinetu Skeeter, pod drzwiami czekał już na nią jeden z pracowników z "bardzo ważną sprawą", jak zawsze. Westchnęła i poszła za zaaferowanym czarodziejem.
A tymczasem w Hogwarcie Tyler był w centrum zainteresowania. Uznawano go za potomka Harry'ego Pottera przez bardzo szybkie, bo już na pierwszym roku, dostanie się do drużyny quidditcha. Tyler jednak wyraźnie bał się otaczających go wścibskich uczniów zadających mu masę natrętnych pytań, a zwłaszcza pewną wyjątkowo nieczułą na aluzję dziewczynkę która co chwilę mówiła coś o jakimś napopłatku, a przez nią Ty zastanawiał się jak duże ma zaległości w Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami. Ponieważ profesor Hagrid twierdził, że nieduże. On sam jednak zaczął już w to powoli wątpić. Czym tak ważnym może być ten napopłatek, że dziewczyna tak bardzo się o niego dopytuje? Tyler wyrwał się z otaczającego go tłumu i pobiegł w stronę, w której zniknęli Albus i obejmujący go Scorpius. Nie za bardzo rozumiał relacje brata i kuzyna. Troszkę się też tej relacji bał. Pobiegł i po chwili dogonił ich mniej więcej na wysokości wierzby bijącej.
- Al! - Krzyknął - Albus!
Brat oderwał się od Scorpiusa, nieco zaczerwieniony i zdyszany i zmierzył Tylera złym wzrokiem. Po chwili jednak jego głos złagodniał, widząc niepewność i strach na twarzy malca.
- Co chciałeś? - Zapytał z lekkim zniecierpliwieniem.
- Boje się - w jego oczach pojawiły się łzy.
Al podszedł i objął go.
- Co się stało, szkrabie?
- Bo..bo ja mam na pewno zaległości. Bo...bo ja nie wiem, co to jest ten...napopłatek?
Albus i Scorpius parsknęli niekontrolowanym śmiechem. Ty popatrzył na nich zdezorientowany i urażony.
- Tyler, dopadła cię Victoria? Nie wierz w ani jedno jej słowo! Napopłatka Podskrzydłego sobie wymyśliła, jak zresztą większość rzeczy. Nie masz żadnych zaległości, nie martw się.
Tyler odetchnął z zadowoleniem i już miał coś odpowiadać, kiedy tuż koło nich pojawiła się Victoria Longbottom.
- No, to co z tym napopłatkiem?! - Krzyknęła, ale Tylera już nie było.
Biegł aż się za nim kurzyło w stronę Hogwartu.
Komentarze
Prześlij komentarz