Rozdział 32
Był słoneczny, majowy poranek. W Hogwarcie zaspani uczniowie powoli gramolili się z łóżek i szli na śniadanie do Wielkiej Sali. Po chwili ciche rozmowy wypełniły salę, łącząc się z aromatem herbaty i sowich piór, ponieważ przyszła właśnie pora na pocztę. W ten ciepły dzień podczas leniwego śniadania Albus i Scorpius ziewali, opierając się o siebie nawzajem i cieszyli się, że pozostał im jeszcze cały tydzień do zdawania SUM - ów. Wtem wraz z podmuchem świeżego wiatru z pola do Wielkiej Sali weszli państwo Potterowie i skierowali się do stołu nauczycieli. Al śledził ich podejrzliwym wzrokiem, bo mimo, że rodzice często zjawiali się w szkole, to zawsze z jego powodu, a tym razem był grzeczny i nie miał żadnych problemów. Po chwilowej dyskusji z profesor McGonagall podeszli do stołu Slytherinu.
- Albus, zbieramy się, potem ci powiemy co i jak.
Po chwili dołączyli do niego James, Lily i Tyler. Uczniowie mierzyli ich badawczym wzrokiem, bo rzadko ktoś opuszczał śniadanie i to jeszcze z rodzicami. Mama i tata nie chcieli im niczego wyjaśnić. Poszli do kominka w pokoju wspólnym Gryfonów i użyli proszku Fiuu. Tata kazał im powiedzieć "Little Whinging, Privet Drive 4". Żadne z nich nie wiedziało, co oznacza ten adres.
Wylądowali z hukiem przed jakimś domem na chłodnej ulicy.
- Dzieci, dziś są urodziny mojego kuzyna Dudleya i imieniny jego mamy, a mojej ciotki Petunii. z tej właśnie okazji obiecałem, że ich odwiedzimy. Chcieli odbudować dobre stosunki ze mną i z nami w ogóle po śmierci mojego wuja, który bardzo w tym przeszkadzał.
Cała czwórka wytrzeszczyła na niego oczy. Harry nie przejął się tym. On też nie był szczególnie szczęśliwy z powodu wizyty i to w trakcie roku szkolnego, tuż przed SUM - ami Ala, ale jednocześnie nie chciał nikogo potępiać za przeszłość. Wyjął różdżkę i wyczarował bukiet kwiatów, który wręczył Lily, oraz dużą bombonierkę, którą podał Albusowi.
- To są prezenty dla mojej cioci - wyjaśnił, po czym wyjął zza pazuchy przezroczystą, szklaną butelkę napełnioną bezbarwnym płynem i przewiązaną kokardą i podał to Jamesowi.
- A to - wyjaśnił - dla Dudleya.
- Co to jest? - Skrzywił się James, wąchając zawartość butelki. Zapach był bardzo mocny nawet mimo zakrętki i wyjątkowo gryzący.
- Lepiej żebyś nie wiedział - stwierdził Harry, ale przytrzymany pod bacznym spojrzeniem Jamesa ugiął się i westchnął - coś jakby mugolskie kremowe piwo, tylko ze sześć razy mocniejsze.
- Śmierdzi. Wolę kremowe piwo. - Uznał James, a Harry odetchnął z ulgą.
Ginny wzięła Tylera za rękę i wypchnęła starsze dzieci do przodu. Harry poszedł pierwszy. Wziął głęboki oddech i zastukał do drzwi. Usłyszeli stukot obcasów i po chwili drzwi się otworzyły. Kobieta była w średnim wieku, ubrana w jedwabną pomarańczową suknię, na której widok Ginny cofnęła się instyktownie w tył.
- Och, witajcie! - Zaczęła, niepewnie się uśmiechając - Harry, jak ty wyrosłeś! Prosimy, prosimy.
Kiedy już weszli, Albus i Lily popchnięci przez ojca podeszli do ciotki z krzywymi uśmiechami na twarzy.
- Wszystkiego najlepszego, eeee...ciociu - wybąkał Al i podał Petunii bombonierkę.
- Dziękuję, kochaniutki, jak masz na imię? - Spytała, patrząc na niego uważnie.
- A...Albus. - Wybąkał.
- Dziękuję, Albusie. - Uściskała go. Al poczuł, że zaraz udusi go piersiami i zapachem tanich perfum, więc wysunął się z objęć zupełnie nieznanej mu kobiety tak szybko, jak potrafił. Ufff, to było bardzo krępujące. Spuścił nos na kwintę i cofnął się prędko w stronę taty, rzucając mu pełne wyrzutów spojrzenie.
Widział jak Lily, ze znaną sobie elokwencją i urokiem składa cioci taty najlepsze życzenia i z wdziękiem wręcza jej kwiaty, dygając. Dopiero kiedy ciocia, urzeczona dziewczynką zadaje jej pytanie jak ma na imię, pojawia się zgrzyt.
- Lily, droga ciociu.- Odpowiada grzecznie jego siostra. Kobieta otwiera szerzej oczy i wciąga szybko powietrze, robiąc jednocześnie kilka kroków w tył. Albus przypatruje jej się z zainteresowaniem, ale kiedy tylko ciocia patrzy mu w oczy, cofa się jeszcze bardziej. Dlaczego? Jego tata powiedział, że ma piękne oczy, zupełnie takie jak on i jego matka. Petunia po chwili potrząsa lekko głową i uprzejmym gestem zaprasza Potterów do salonu. Al i Lily przeciskają się tam wraz z Jamesem, zostawiając tatę, mamę i Tylera witających się z ciotką. W salonie czeka na nich mężczyzna wraz z kobietą i z synkiem na oko w wieku Lily. Tata podchodzi do Jamesa i szepcze u coś do ucha, a wtedy Jamie podchodzi do mężczyzny z wystudiowanym uśmiechem i po złożeniu mu życzeń wręcza mu tę śmierdzącą butelkę. Ucieszył się, czego Albus w ogóle nie zrozumiał. Jak można się cieszyć z dostania na urodziny jakiejś butelki ze śmierdzącą zawartością?
- Dzieci, Ginny, poznajcie moją ciocię Petunię, mojego kuzyna Dudleya oraz jego żonę Kate, waszą ciocię - mierzy wzrokiem swoje pociechy - i waszego kuzyna Rogera.
- Dzień dobry wszystkim, cześć Roger - uśmiecha się promiennie Lily, podchodząc do każdego i potrząsając jego dłonią (taki dziwny i niezrozumiały mugolski gest, którego nauczył ją tata), a potem mówi - A to są moi bracia : James, - podchodzi do niego, a potem przesuwa się dalej - Albus i Tyler.
Wszyscy, zachwyceni Lily kiwają głowami z uśmiechami. Tylko Roger, który jest swoja drogą niesamowicie otyły, zajada pączka i nie słucha ani nie patrzy na siostrę Albusa. Ciocia Petunia każe im się rozgościć, więc siadają przy stole. Jest kaczka, kilka rodzajów placków, wędlin, pudding, rurki z kremem i ciasteczka. Dorośli rozmawiają na jakieś nie ciekawe sprawy. Roger, który oderwał się od pączka, dorwał teraz rurkę z kremem, a krem z niej wyciska prosto na spódniczkę Lily, bardzo z siebie zadowolony.
- EJ! - Wrzeszczy Lily i zdziela go ręką po obślizłym policzku.
Wszystkie oczy są teraz zwrócone na nią. Lily, zmieszana, zaczyna płakać i wskazuje na swoją spódniczkę a potem na Rogera, który oburzony siedzi obok niej z dowodem zbrodni w ręce.
- Lily, nie płacz - pociesza ją Ginny, po czym wyciąga różdżkę i mamrocze "Chłoszczyść" celując w spódnicę córki. Lily uspokaja się i siedzi dalej przy stole, z dumą i wyniosłością sięgając po ciasteczko.
Wujek Dudley karci Rogera wzrokiem, ale ten niewiele sobie z tego robi. Zamiast tego wpatruje się wytrzeszczonymi oczyma na różdżkę Ginny, którą ta nieopatrznie zostawiła na stole. Uważając, by nikt go nie zobaczył, cicho przesuwa grubą rękę przez stół i sięga po różdżkę. Patrzy na nią zafascynowany, a potem celuje w każdego po kolei, mamrocząc coś pod nosem. Oczywiście nie wie, że jest obserwowany. Tyler ostrożnym ruchem wyciąga z poły szaty swoją różdżkę i czeka. Kiedy przedmiot trzymany przez Rogera zostaje nakierowany na niego, wyciąga szybko rękę z pod stołu i krzyczy
- EXPELLIARMUS!
Oczywiście wtedy różdżka Ginny wylatuje z ręki zdumionego Rogera. Tyler nachyla się ponad stołem i chwyta ją w powietrzu. Teraz wszystkie oczy są zwrócone na niego. Tyler, jak gdyby nigdy nic oddaje przedmiot mamie.
- Zabrał ci - wyjaśnia.
Ginny wzdycha i wstaje od stołu.
- Harry, ja...lepiej pójdę zawiadomić Hermionę. No wiesz, użycie magii przez nieletniego. - Potem zwraca się do pozostałych - Bardzo dziękuję za przyjęcie, było mi bardzo miło, ale, wiadomo, obowiązki wzywają.
Okręca się na pięcie i znika z głośnym hukiem. Przeteleportowała się, to jasne. Tylko mugole patrzą na to nieco zaszokowani.
- No, ciociu, Dudley, my chyba też będziemy już się zmywać - mówi Harry. - Bardzo dziękujemy za gościnę i... do następnego razu - uśmiecha się niemrawo. - Dzieci, co się mówi?
- Do widzenia, dziękujemy - uśmiecha się Lily, a bracia mruczą coś pod nosami.
Harry wyciąga proszek Fiuu i rozdaje im po garści, przykazując wymówić "Hogwart". Potem kolejno pilnuje, żeby weszli do kominka i wymówili te słowa. Na samym końcu on sam to robi, z wnętrza kominka machając cioci, kuzynowi i jego rodzinie, którzy zastygli przy stole z nienaturalnie otwartymi ustami.
- Albus, zbieramy się, potem ci powiemy co i jak.
Po chwili dołączyli do niego James, Lily i Tyler. Uczniowie mierzyli ich badawczym wzrokiem, bo rzadko ktoś opuszczał śniadanie i to jeszcze z rodzicami. Mama i tata nie chcieli im niczego wyjaśnić. Poszli do kominka w pokoju wspólnym Gryfonów i użyli proszku Fiuu. Tata kazał im powiedzieć "Little Whinging, Privet Drive 4". Żadne z nich nie wiedziało, co oznacza ten adres.
Wylądowali z hukiem przed jakimś domem na chłodnej ulicy.
- Dzieci, dziś są urodziny mojego kuzyna Dudleya i imieniny jego mamy, a mojej ciotki Petunii. z tej właśnie okazji obiecałem, że ich odwiedzimy. Chcieli odbudować dobre stosunki ze mną i z nami w ogóle po śmierci mojego wuja, który bardzo w tym przeszkadzał.
Cała czwórka wytrzeszczyła na niego oczy. Harry nie przejął się tym. On też nie był szczególnie szczęśliwy z powodu wizyty i to w trakcie roku szkolnego, tuż przed SUM - ami Ala, ale jednocześnie nie chciał nikogo potępiać za przeszłość. Wyjął różdżkę i wyczarował bukiet kwiatów, który wręczył Lily, oraz dużą bombonierkę, którą podał Albusowi.
- To są prezenty dla mojej cioci - wyjaśnił, po czym wyjął zza pazuchy przezroczystą, szklaną butelkę napełnioną bezbarwnym płynem i przewiązaną kokardą i podał to Jamesowi.
- A to - wyjaśnił - dla Dudleya.
- Co to jest? - Skrzywił się James, wąchając zawartość butelki. Zapach był bardzo mocny nawet mimo zakrętki i wyjątkowo gryzący.
- Lepiej żebyś nie wiedział - stwierdził Harry, ale przytrzymany pod bacznym spojrzeniem Jamesa ugiął się i westchnął - coś jakby mugolskie kremowe piwo, tylko ze sześć razy mocniejsze.
- Śmierdzi. Wolę kremowe piwo. - Uznał James, a Harry odetchnął z ulgą.
Ginny wzięła Tylera za rękę i wypchnęła starsze dzieci do przodu. Harry poszedł pierwszy. Wziął głęboki oddech i zastukał do drzwi. Usłyszeli stukot obcasów i po chwili drzwi się otworzyły. Kobieta była w średnim wieku, ubrana w jedwabną pomarańczową suknię, na której widok Ginny cofnęła się instyktownie w tył.
- Och, witajcie! - Zaczęła, niepewnie się uśmiechając - Harry, jak ty wyrosłeś! Prosimy, prosimy.
Kiedy już weszli, Albus i Lily popchnięci przez ojca podeszli do ciotki z krzywymi uśmiechami na twarzy.
- Wszystkiego najlepszego, eeee...ciociu - wybąkał Al i podał Petunii bombonierkę.
- Dziękuję, kochaniutki, jak masz na imię? - Spytała, patrząc na niego uważnie.
- A...Albus. - Wybąkał.
- Dziękuję, Albusie. - Uściskała go. Al poczuł, że zaraz udusi go piersiami i zapachem tanich perfum, więc wysunął się z objęć zupełnie nieznanej mu kobiety tak szybko, jak potrafił. Ufff, to było bardzo krępujące. Spuścił nos na kwintę i cofnął się prędko w stronę taty, rzucając mu pełne wyrzutów spojrzenie.
Widział jak Lily, ze znaną sobie elokwencją i urokiem składa cioci taty najlepsze życzenia i z wdziękiem wręcza jej kwiaty, dygając. Dopiero kiedy ciocia, urzeczona dziewczynką zadaje jej pytanie jak ma na imię, pojawia się zgrzyt.
- Lily, droga ciociu.- Odpowiada grzecznie jego siostra. Kobieta otwiera szerzej oczy i wciąga szybko powietrze, robiąc jednocześnie kilka kroków w tył. Albus przypatruje jej się z zainteresowaniem, ale kiedy tylko ciocia patrzy mu w oczy, cofa się jeszcze bardziej. Dlaczego? Jego tata powiedział, że ma piękne oczy, zupełnie takie jak on i jego matka. Petunia po chwili potrząsa lekko głową i uprzejmym gestem zaprasza Potterów do salonu. Al i Lily przeciskają się tam wraz z Jamesem, zostawiając tatę, mamę i Tylera witających się z ciotką. W salonie czeka na nich mężczyzna wraz z kobietą i z synkiem na oko w wieku Lily. Tata podchodzi do Jamesa i szepcze u coś do ucha, a wtedy Jamie podchodzi do mężczyzny z wystudiowanym uśmiechem i po złożeniu mu życzeń wręcza mu tę śmierdzącą butelkę. Ucieszył się, czego Albus w ogóle nie zrozumiał. Jak można się cieszyć z dostania na urodziny jakiejś butelki ze śmierdzącą zawartością?
- Dzieci, Ginny, poznajcie moją ciocię Petunię, mojego kuzyna Dudleya oraz jego żonę Kate, waszą ciocię - mierzy wzrokiem swoje pociechy - i waszego kuzyna Rogera.
- Dzień dobry wszystkim, cześć Roger - uśmiecha się promiennie Lily, podchodząc do każdego i potrząsając jego dłonią (taki dziwny i niezrozumiały mugolski gest, którego nauczył ją tata), a potem mówi - A to są moi bracia : James, - podchodzi do niego, a potem przesuwa się dalej - Albus i Tyler.
Wszyscy, zachwyceni Lily kiwają głowami z uśmiechami. Tylko Roger, który jest swoja drogą niesamowicie otyły, zajada pączka i nie słucha ani nie patrzy na siostrę Albusa. Ciocia Petunia każe im się rozgościć, więc siadają przy stole. Jest kaczka, kilka rodzajów placków, wędlin, pudding, rurki z kremem i ciasteczka. Dorośli rozmawiają na jakieś nie ciekawe sprawy. Roger, który oderwał się od pączka, dorwał teraz rurkę z kremem, a krem z niej wyciska prosto na spódniczkę Lily, bardzo z siebie zadowolony.
- EJ! - Wrzeszczy Lily i zdziela go ręką po obślizłym policzku.
Wszystkie oczy są teraz zwrócone na nią. Lily, zmieszana, zaczyna płakać i wskazuje na swoją spódniczkę a potem na Rogera, który oburzony siedzi obok niej z dowodem zbrodni w ręce.
- Lily, nie płacz - pociesza ją Ginny, po czym wyciąga różdżkę i mamrocze "Chłoszczyść" celując w spódnicę córki. Lily uspokaja się i siedzi dalej przy stole, z dumą i wyniosłością sięgając po ciasteczko.
Wujek Dudley karci Rogera wzrokiem, ale ten niewiele sobie z tego robi. Zamiast tego wpatruje się wytrzeszczonymi oczyma na różdżkę Ginny, którą ta nieopatrznie zostawiła na stole. Uważając, by nikt go nie zobaczył, cicho przesuwa grubą rękę przez stół i sięga po różdżkę. Patrzy na nią zafascynowany, a potem celuje w każdego po kolei, mamrocząc coś pod nosem. Oczywiście nie wie, że jest obserwowany. Tyler ostrożnym ruchem wyciąga z poły szaty swoją różdżkę i czeka. Kiedy przedmiot trzymany przez Rogera zostaje nakierowany na niego, wyciąga szybko rękę z pod stołu i krzyczy
- EXPELLIARMUS!
Oczywiście wtedy różdżka Ginny wylatuje z ręki zdumionego Rogera. Tyler nachyla się ponad stołem i chwyta ją w powietrzu. Teraz wszystkie oczy są zwrócone na niego. Tyler, jak gdyby nigdy nic oddaje przedmiot mamie.
- Zabrał ci - wyjaśnia.
Ginny wzdycha i wstaje od stołu.
- Harry, ja...lepiej pójdę zawiadomić Hermionę. No wiesz, użycie magii przez nieletniego. - Potem zwraca się do pozostałych - Bardzo dziękuję za przyjęcie, było mi bardzo miło, ale, wiadomo, obowiązki wzywają.
Okręca się na pięcie i znika z głośnym hukiem. Przeteleportowała się, to jasne. Tylko mugole patrzą na to nieco zaszokowani.
- No, ciociu, Dudley, my chyba też będziemy już się zmywać - mówi Harry. - Bardzo dziękujemy za gościnę i... do następnego razu - uśmiecha się niemrawo. - Dzieci, co się mówi?
- Do widzenia, dziękujemy - uśmiecha się Lily, a bracia mruczą coś pod nosami.
Harry wyciąga proszek Fiuu i rozdaje im po garści, przykazując wymówić "Hogwart". Potem kolejno pilnuje, żeby weszli do kominka i wymówili te słowa. Na samym końcu on sam to robi, z wnętrza kominka machając cioci, kuzynowi i jego rodzinie, którzy zastygli przy stole z nienaturalnie otwartymi ustami.
Komentarze
Prześlij komentarz