Rozdział 3
Najmłodszym nauczycielem w Hogwarcie, był przyjęty na przeklęte stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią dziewiętnastoletni Ted Remus Lupin. Poprzednio na stanowisko to obejmował profesor Gilderoy Lockhart, któremu udało się po wielu latach odzyskać pamięć, jednak tak bardzo denerwował profesor McGonagall swoimi przechwałkami, że już po roku pracy został definitywnie zwolniony.
Albus i Scorpius usiedli w pierwszej ławce, bardzo zaciekawieni nowym profesorem, metamorfomagiem i synem huncwota i wilkołaka, który przez kształcenie przeszedł jak burza. Był zadziwiająco młody i już na powitaniu uśmiechnął się do uczniów. Większość z nich patrzyła na niego krzywo, niepewnie. Albus znał już "Teddy'ego", który był synem chrzestnym jego ojca i często bywał u nich w domu. Bardzo go lubił. Pomachał do niego, aby dodać mu otuchy. Profesor Lupin uśmiechnął się bardzo pogodnie a potem pokazał, jak zmienia kolor włosów, oczu, jak zamiast jego nosa i ust pojawia się ptasi dziób. Klasa chłonęła to wszystko z zachwytem.
Tylko Albus nie podziwiał sztuczek profesora. Widział je już wielokrotnie, i, prawdę mówiąc nie były już dla niego niczym szczególnie ciekawym. Zajął się przyglądaniem się Scorpiusowi, który, z lekko otwartą buzią chłonął wzrokiem młodego Lupina. Rozkoszował się właśnie włosami swojego przyjaciela. Po chwili przeszedł do kontemplowania jego nieco kościstego ciała, szczególną uwagę zwracając na wystający podbródek i kanciaste kości policzkowe. Scorpius był śliczny. Mógłby mu się przyglądać bez końca, kiedy usłyszał głos profesora, który o coś pytał, a ręka jego przyjaciela natychmiast wystrzeliła w górę. Brawo, był równie szybki jak jego kuzynka Rose. Albus nie słuchał podczas lekcji. Siedział ze wzrokiem wbitym w zwój pergaminu, na którym szkicował właśnie błękitne oczy Scorpiusa. Skupił się na oddaniu ich wyrazu. Właśnie delikatnie cieniował kącik prawego oka, kiedy tuż nad swoją głową usłyszał:
- Ładne, Albusie. Doprawdy bardzo ładne.
Osobą, która nad nim stała okazał się nie kto inny jak profesor Lupin. Przyglądał się jego rysunkowi świdrującym spojrzeniem, które następnie wlepił w Scorpiusa. Blondyn również wpatrywał się w rysunek Ala, czując, jak na policzki wypływa mu wstydliwy rumieniec. Szybko spuścił wzrok.
- Nie - mruknął zmieszany Albus - nie sądzę, żeby to było ładne.
- To słuszność idei może nas zaprowadzić do celu, a nie liczba jej wyznawców, Albusie. - mrugnął do niego i odszedł powoli na przód klasy, gdzie kontynuował swój wykład.
- Co? - szepnął sam do siebie Albus.
- To słowa Remusa Lupina - Scorpius zmierzył go karcącym wzrokiem. - jak możesz nie wiedzieć?
Albus odwrócił się przodem do klasy i przestał zwracać uwagę na przyjaciela. Zrobił z siebie kompletnego głupka, nie ma co. Nagle poczuł szturchnięcie. Spojrzał na Malfoya, a ten podsunął mu kawałek pergaminu. Al uniósł pytająco brwi. Scorpius skinął głową na liścik, który mu podał. Albus przeczytał:
Musimy porozmawiać. Jutro, po lekcjach, w pokoju życzeń.
Albus głośno przełknął ślinę.
Albus i Scorpius usiedli w pierwszej ławce, bardzo zaciekawieni nowym profesorem, metamorfomagiem i synem huncwota i wilkołaka, który przez kształcenie przeszedł jak burza. Był zadziwiająco młody i już na powitaniu uśmiechnął się do uczniów. Większość z nich patrzyła na niego krzywo, niepewnie. Albus znał już "Teddy'ego", który był synem chrzestnym jego ojca i często bywał u nich w domu. Bardzo go lubił. Pomachał do niego, aby dodać mu otuchy. Profesor Lupin uśmiechnął się bardzo pogodnie a potem pokazał, jak zmienia kolor włosów, oczu, jak zamiast jego nosa i ust pojawia się ptasi dziób. Klasa chłonęła to wszystko z zachwytem.
Tylko Albus nie podziwiał sztuczek profesora. Widział je już wielokrotnie, i, prawdę mówiąc nie były już dla niego niczym szczególnie ciekawym. Zajął się przyglądaniem się Scorpiusowi, który, z lekko otwartą buzią chłonął wzrokiem młodego Lupina. Rozkoszował się właśnie włosami swojego przyjaciela. Po chwili przeszedł do kontemplowania jego nieco kościstego ciała, szczególną uwagę zwracając na wystający podbródek i kanciaste kości policzkowe. Scorpius był śliczny. Mógłby mu się przyglądać bez końca, kiedy usłyszał głos profesora, który o coś pytał, a ręka jego przyjaciela natychmiast wystrzeliła w górę. Brawo, był równie szybki jak jego kuzynka Rose. Albus nie słuchał podczas lekcji. Siedział ze wzrokiem wbitym w zwój pergaminu, na którym szkicował właśnie błękitne oczy Scorpiusa. Skupił się na oddaniu ich wyrazu. Właśnie delikatnie cieniował kącik prawego oka, kiedy tuż nad swoją głową usłyszał:
- Ładne, Albusie. Doprawdy bardzo ładne.
Osobą, która nad nim stała okazał się nie kto inny jak profesor Lupin. Przyglądał się jego rysunkowi świdrującym spojrzeniem, które następnie wlepił w Scorpiusa. Blondyn również wpatrywał się w rysunek Ala, czując, jak na policzki wypływa mu wstydliwy rumieniec. Szybko spuścił wzrok.
- Nie - mruknął zmieszany Albus - nie sądzę, żeby to było ładne.
- To słuszność idei może nas zaprowadzić do celu, a nie liczba jej wyznawców, Albusie. - mrugnął do niego i odszedł powoli na przód klasy, gdzie kontynuował swój wykład.
- Co? - szepnął sam do siebie Albus.
- To słowa Remusa Lupina - Scorpius zmierzył go karcącym wzrokiem. - jak możesz nie wiedzieć?
Albus odwrócił się przodem do klasy i przestał zwracać uwagę na przyjaciela. Zrobił z siebie kompletnego głupka, nie ma co. Nagle poczuł szturchnięcie. Spojrzał na Malfoya, a ten podsunął mu kawałek pergaminu. Al uniósł pytająco brwi. Scorpius skinął głową na liścik, który mu podał. Albus przeczytał:
Musimy porozmawiać. Jutro, po lekcjach, w pokoju życzeń.
Albus głośno przełknął ślinę.
Juz to kocham
OdpowiedzUsuń