Rozdział 23
Cała rodzina Potterów zebrała się w gabinecie profesor McGonagall. Lily płakała, siedząc na kolanach Ginny, której oczy były podejrzanie zaczerwienione. James skulony stał pod ścianą, a Harry chodził w kółko po gabinecie, zaciskając pięści. Nosiło go.
- Jak to możliwe? Śmierciożercy w szkole? A zabezpieczenia? Minervo!
Profesor McGonagall popatrzyła smutno na Harry'ego.
- Zabezpieczenia zostały znacznie zmniejszone po śmierci Voldemorta, może nadal wymagają umiejętności, jednak...dla kilku wykwalifikowanych czarodziei nie stanowią przeszkód...
- Przecież mówią, że Hogwart ma doskonałe zabezpieczenia! - Chlipnęła Ginny.
- Mówią...ale jeśli ktoś pozna prawdę, to...jest w stanie je złamać.
Harry usiadł ciężko obok Ginny. Wraz z porwaniem Albusa jego świat jakby się skurczył. Gdzie on może być? Oparł czoło na ręce. Musiał zmusić się do myślenia.
Albus otworzył oczy. Poczuł, że leży na czymś mokrym. O, fu, to podłoga w tym pomieszczeniu o zakratowanych drzwiach. Próbował się podnieść, ale jego obolałe ciało zadrżało i odmówiło posłuszeństwa. Oklapnął ze smutkiem w mokrą substancję, która plusnęła głośno, a kilka jej kropel chlapnęło mu na twarz. Usłyszał kroki. Ktoś schodził na dół po schodach. Szybko zamknął oczy.
- Wciąż się nie obudził, Thereso. Nie uważasz, że trochę przesadziłaś?
- Ja przesadziłam?! To on przesadził! Nic mu nie będzie, zobaczysz.
Al usłyszał klikniecie zamka i kroki zbliżające się do niego po mokrej substancji. Po chwili ktoś szarpnął go mocno za ramię, sadzając. Ze strachu otworzył oczy.
- Widzisz, Marvolo? Żyje i ma się dobrze.
Postawiła go na nogi szarpnięciem i skierowała w stronę schodów. Albus próbował iść, jednak nogi załamywały się pod nim i drżały podejrzanie. Po chwili, zupełnie nad tym nie panując, wywrócił się na schodach. Zapomniał o wyciągnięciu obolałych rąk, jego warga zapiekła a potem poczuł w ustach smak krwi. Marvolo zaklął i uniósł go za pomocą różdżki.
Po chwili znów siedział przy stole, przed nim leżał pergamin i pióro.
- Pisz! - Warknęła Theresa. Pokręcił głową. Potem jego ciało rozdarł ból. Kiedy tracił przytomność myślał tylko: "Nigdy się nie poddam."
Scorpius siedział sam na kolacji w Wielkiej Sali. Jajecznica rozmazywała mu się przed oczami. Nie chciał wierzyć w to, że stracił Albusa. Czuł się potwornie samotny. I bał się. Tak bardzo bał się o Albusa Severusa Pottera.
- Jak to możliwe? Śmierciożercy w szkole? A zabezpieczenia? Minervo!
Profesor McGonagall popatrzyła smutno na Harry'ego.
- Zabezpieczenia zostały znacznie zmniejszone po śmierci Voldemorta, może nadal wymagają umiejętności, jednak...dla kilku wykwalifikowanych czarodziei nie stanowią przeszkód...
- Przecież mówią, że Hogwart ma doskonałe zabezpieczenia! - Chlipnęła Ginny.
- Mówią...ale jeśli ktoś pozna prawdę, to...jest w stanie je złamać.
Harry usiadł ciężko obok Ginny. Wraz z porwaniem Albusa jego świat jakby się skurczył. Gdzie on może być? Oparł czoło na ręce. Musiał zmusić się do myślenia.
Albus otworzył oczy. Poczuł, że leży na czymś mokrym. O, fu, to podłoga w tym pomieszczeniu o zakratowanych drzwiach. Próbował się podnieść, ale jego obolałe ciało zadrżało i odmówiło posłuszeństwa. Oklapnął ze smutkiem w mokrą substancję, która plusnęła głośno, a kilka jej kropel chlapnęło mu na twarz. Usłyszał kroki. Ktoś schodził na dół po schodach. Szybko zamknął oczy.
- Wciąż się nie obudził, Thereso. Nie uważasz, że trochę przesadziłaś?
- Ja przesadziłam?! To on przesadził! Nic mu nie będzie, zobaczysz.
Al usłyszał klikniecie zamka i kroki zbliżające się do niego po mokrej substancji. Po chwili ktoś szarpnął go mocno za ramię, sadzając. Ze strachu otworzył oczy.
- Widzisz, Marvolo? Żyje i ma się dobrze.
Postawiła go na nogi szarpnięciem i skierowała w stronę schodów. Albus próbował iść, jednak nogi załamywały się pod nim i drżały podejrzanie. Po chwili, zupełnie nad tym nie panując, wywrócił się na schodach. Zapomniał o wyciągnięciu obolałych rąk, jego warga zapiekła a potem poczuł w ustach smak krwi. Marvolo zaklął i uniósł go za pomocą różdżki.
Po chwili znów siedział przy stole, przed nim leżał pergamin i pióro.
- Pisz! - Warknęła Theresa. Pokręcił głową. Potem jego ciało rozdarł ból. Kiedy tracił przytomność myślał tylko: "Nigdy się nie poddam."
Scorpius siedział sam na kolacji w Wielkiej Sali. Jajecznica rozmazywała mu się przed oczami. Nie chciał wierzyć w to, że stracił Albusa. Czuł się potwornie samotny. I bał się. Tak bardzo bał się o Albusa Severusa Pottera.
Komentarze
Prześlij komentarz