Rozdział 24

Albus poczuł, że coś gniecie go w plecy. Otworzył oczy. Siedział na krześle, przy stole, na którym leżał pergamin oraz pióro. Wstrząsnął nim dreszcz, ale pomyślał, że to dobrze, że tym razem nie leży w tej obrzydliwej substancji. Ktoś chrząknął, Albus uniósł wzrok. Przed nim stał Marvolo Lestrange i patrzył na niego przenikliwym spojrzeniem.
- Albusie – jego głos brzmiał sztywno, bez emocji – prosimy cię z Theresą abyś napisał list do rodziny o tym, że masz się dobrze. Nie będziemy ci się narzucać. Ja… - zawahał się – dopilnuję, aby moja siostra ci nie przeszkadzała. Oczywiście potem sprawdzę co napisałeś, więc radzę ci – jego oczy na moment zapłonęły – nie wzywać pomocy, nie pisać kto cię przetrzymuje ani jak „okropnie” cię traktujemy. Dobrze wiesz, że może być o wiele gorzej. Twoja różdżka jest w bezpiecznym miejscu, więc listu nie zaczarujesz. A i jeszcze...Theresa wymogła na mnie, że ktoś będzie cię pilnował, a mianowicie….Tyler! - zawołał.
Do pokoju wszedł chłopiec wyglądający na mniej więcej dziesięć lat.
- Zrób łaskawie to, o co cię matka prosiła – syknął na chłopca Marvolo – i przypilnuj Pottera.
Potem skierował się do drzwi i wyszedł, zamykając je za sobą. Chłopak wspiął się na stół i przechylił w taki sposób, że patrzył Albusowi w oczy. Jego oczy były dziwne, jakby złe. Czarne, szeroko otwarte, okolone wiankiem rzęs. Sprawiały wrażenie ciekawskich, a jednocześnie jakiś chorych.
- Będziesz pisał? - Zapytał, w jego głosie obojętność mieszała się z fascynacją i zaciekawieniem.
- Tak, chyba coś napiszę. - Odpowiedział niepewnie Al. - Ile masz lat...Tyler?
- Jedenaście – odparł z dumą, lecz zaraz spochmurniał – powinienem uczyć się w Hogwarcie, ale mama mi nie pozwala...uczy mnie w domu, sama.
Albus zastanowił się przez chwilę. Chłopiec miał bystre spojrzenie, jego czarne włosy wiły się niesfornie wokół śniadej twarzy. Był bardzo drobny i chudy. „Ciekawe czy go tu karmią?” - Pomyślał Albus, a głośno powiedział:
- A chciałbyś uczyć się w Hogwarcie?
Chłopczyk żarliwie pokiwał główką.
- Ja chodzę do Hogwartu i mogę ci coś opowiedzieć, jeśli chcesz.
W oczach Tylera błysnęło zafascynowanie.
- Opowiedz mi! - Zażądał. - Opowiedz jak to jest na lekcji latania?
- Och, bardzo przyjemnie – Al próbował wczuć się w rolę, chociaż on z lekcji latania pamiętał jedynie swoją spektakularną porażkę. - Najpierw uczy się przywoływać miotłę, a potem ją dosiadać. To wspaniałe uczucie, wznosić się ku niebu, szybować, słyszeć gwizd wiatru w uszach i czuć jego powiew we włosach. A potem, jeśli jest się dobrym, można dołączyć do drużyny quidditcha i zostać, na przykład szukającym.
- A ja? Myślisz, że byłbym dobrym szukającym? - Zapytał Tyler, a w jego oczach błyszczała nadzieja.
- Hmmm, myślę, że byłbyś bardzo dobry, jeśli byś się przyłożył do ćwiczeń.
Chłopczyk usiadł na stole, krzyżując nogi. Westchnął ciężko i uniósł rękę w stronę włosów, gdzie zaczął nawijać kosmyk na palec. Wtedy Albus zobaczył długą, czerwoną pręgę biegnącą w dół od nadgarstka Tylera. Wyglądało to tak, jakby ktoś go uderzył.
- Tyler – zaczął, niespokojny – co ty masz na ręce? Co ci się stało?
Ty spojrzał na dłoń i delikatnie nasunął wyżej rękaw. Na jego twarzy malował się ból, w czarnych oczach iskrzyły łzy. Albus poczuł, że coś się w nim gotuje. Chwycił pióro i szybko zapełnił pergamin słowami. Ostatnie zdanie brzmiało: Gdy wrócę, Opowiem Wam Więcej. Zerknął na syna Theresy i spytał:
- Czy mógłbyś dać mi swoją różdżkę na chwilę?
Tylerowi błysnęło w oczach coś groźnego, mina nagle stała się zacięta.
- Ma…! - Zaczął krzyczeć, kiedy Albus chwycił go za rękę i przyciągnął do siebie. Dopiero teraz zobaczył brudną koszulkę i za duże spodnie, w które malec był ubrany.
- Nie krzycz – popatrzył na niego błagalnie. - Popatrz, Ty, ty pożyczysz mi różdżkę na minutkę, a ja przyrzekam, że załatwię ci miejsce w Hogwarcie i że będziesz tam chodził do szkoły. - Nie był pewien, czy w desperacji nie posunął się za daleko, ale było mu tak bardzo szkoda tego chłopca, a poza tym zależało mu na magicznym zaszyfrowaniu wiadomości.
- Naprawdę? - Zapytał Tyler przez łzy.
- Naprawdę.
- Dobrze. - Podał mu różdżkę. Albus uniósł ją, stuknął w pergamin i wyszeptał parę słów, po czym oddał ją synowi Theresy.
- No, możesz już zawołać swojego wujka, aby sprawdził mój list. Pamiętaj, co ci obiecałem.
Tyler pokiwał głową i wybiegł z pokoju, starannie zamykając za sobą drzwi. Po chwili wrócił z Marvolem. Ten drugi wziął list Albusa i przeczytał go, co jakiś czas mierząc Ala badawczym spojrzeniem.
- No dobrze. Wyślę go jeszcze dzisiaj. Do kogo nadać?
- Do Scorpiusa Malfoya – powiedział cicho Albus, zaskoczony, że Lestrange pyta go o zdanie.
Marvolo uniósł brwi, a on tylko wzruszył ramionami.
- W porządku – rzekł i udał się do drzwi.
Albus usłyszał jeszcze, jak mówi do Theresy:
- Tak, sprawdziłem. Czysty.

Scorpius wbiegł do gabinetu dyrektorki, dysząc ciężko. Rodzina Potterów, która przesiadywała tu już drugi dzień, rozmyślając nad uwolnieniem syna, popatrzyła na niego z nadzieją.
- Panie Malfoy, czy coś się stało? - Zapytała McGonagall zniecierpliwionym głosem.
Scorpius pokiwał głową.

- Dostałem list od Albusa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 35

Rozdział 26 #pisarskakolaboracja #blogowewyzwanie

Rozdział 7