Rozdział 29

Rodzina Potterów wyszła z sali sądowej z uśmiechem i ulgą wymalowanymi na twarzy. Tuż za nimi podążał Tyler - nieco zmieszany i zaczerwieniony, ale szczęśliwy. Przystanęli, a Ginny mocno objęła Tylera.
- Pamiętaj, szkrabie - rzekł Harry, uśmiechając się do niego. - Od dzisiaj nazywasz się Potter.
Tyler poczuł ciepło rozlewające mu się w okolicach serca. Sąd orzekł po myśli Potterów - rodzeństwo Lestrange zostało wtrącone do Azkabanu, z tym, że Marvolo z wglądem na wyjście po parunastu latach.
A Tyler...no cóż, od dzisiaj będzie nowym członkiem rodziny.



Wielka Sala rozbrzmiewała zaciekawionymi głosami. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby w marcu przyjęto nowego ucznia. A teraz - proszę - nowa ceremonia przydziału, tak zupełnie w środku roku szkolnego. Na dodatek większość uczniów w ogóle nie wiedziała, kto ma być tym nowym pierwszoroczniakiem. Albus i Scorpius siedzieli przy stole Ślizgonów, blisko podestu, trzymając się mocno za ręce. Uśmiechali się, szczęśliwi. Wtedy drzwi Wielkiej sali otworzyły się i wszedł profesor Longbottom, prowadząc za sobą Tylera. Stanął na podeście, wziął zwój pergaminu i uroczystym głosem odczytał:
- Tyler Potter.
Po sali przeszedł szmer. Potter? Ten Potter? Dlaczego nie chodził do Hogwartu wcześniej? O co chodzi? Gdy szepty ucichły wszyscy skupili się na małym chłopcu, siedzący na stołku. Profesor Longbottom wziął starą, rozsypującą się Tiarę Przydziału i założył ją na głowę chłopca. Nie było wątpliwości, że nie jest on podobny ani do Ginny, ani do Harry'ego. Jego oczy o ciężkich powiekach były jakby dzikie, spłoszone, a gęste ciemne włosy kręcone. Młody miał do tego śniadą cerę, a Potterów znało się raczej po bladości.
- Gryffindor! - Wrzasnęła Tiara Przydziału.
Najpierw wszystko ucichło, a potem rozległy się głośne oklaski. Albus wstał i podbiegł do Tylera, przytulając go mocno. W oczach malca lśniły łzy.



Albus leżał na łóżku, przygnieciony przyjemnym ciężarem Scorpiusa. Scorp przycisnął usta do warg Ala, i rozpoczęli wspólną wymianę bakterii. Malfoy łapczywie pożerał górną wargę przyjaciela. Albus czuł mrowiące ciepło, przeszywające ciarkami każdy zakamarek jego ciała. Jęknął. Ręce Scorpiusa wbiły się w jego ciało, naciskając i parząc. Al wyciągnął ręce i wplótł palce w platynowe włosy Scorpa. Zachłysnął się nadmiarem jego śliny w swoim gardle. Och, jak bardzo, bardzo, bardzo za nim tęsknił.
Kiedy już się zmęczyli leżeli dalej koło siebie, mocno trzymając się za ręce. Uwielbiali milczeć we dwoje.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 35

Rozdział 26 #pisarskakolaboracja #blogowewyzwanie

Rozdział 7