Rozdział 25
Potterowie wraz z profesor McGonagall i Scorpiusem studiowali zawartość listu od Albusa.
- To nie wygląda jak jego pismo - stwierdził Scorpius. - Chyba, że był bardzo wzburzony, gdy to pisał.
- Może po prostu się spieszył? - Zasugerowała McGonagall.
- Nic z tego nie rozumiem. - Westchnął Harry. - Pisze, że ma się dobrze, a po piśmie widać, że targają nim emocje.
- Może... - zawahała się Lily - może go zmusili, jak myślisz, tato?
Zapanowała cisza. Wszyscy bardzo bali się o Albusa.
- Mam nadzieję, że dobrze go traktują, tak jak pisze. - Mruknął Harry, tłumiąc w zarodku obawy. Nie chciał dzielić się najgorszymi przemyśleniami z rodziną, a zwłaszcza z dziećmi. Niestety Harry wiedział coś nie coś o Śmierciożercach i o tym, jak traktują ludzi i z każdą straconą sekundą, w której nic nie odkryli i do niczego nie doszli, bał się coraz bardziej.
Nagle z głośnym trzaskiem i towarzyszącym mu buchnięciem sadzy przed kominkiem, na drogocennym, zabytkowym (a teraz także poczerniałym) dywanie wylądowała Hermiona.
- Hermiono, wreszcie jesteś! - Ucieszył się Harry - potrzebujemy twojego mózgu!
- To nie brzmi zbyt zachęcająco - zauważyła. - Pokażcie ten list.
Usiadła i w skupieniu zaczęła czytać podany jej kawałek pergaminu. Mruczała coś pod nosem, marszczyła czoło, wodziła palcem po tekście. W pewnym momencie krzyknęła radośnie i pochyliła się niżej nad listem, niemalże dotykając go nosem.
- Mam! - Krzyknęła - zobaczcie!
Zgromadzili się za jej plecami, niemal ją zgniatając.
- Ostatnie zdanie, a konkretnie fragment "Opowiem Wam Więcej" jest napisany z dużych liter, czyli, że to musi być zaszyfrowana wiadomość. Owszem, jest niewyraźne, ale sądzę, że warto spróbować. - Wyciągnęła różdżkę i stuknęła nią w pergamin, mówiąc:
- Ukaż mi swoją zawartość!
Litery zaczęły się mienić i stopniowo znikać. Scorpius sapnął z zachwytu, a Harry przypomniał sobie, jak Snape użył tej formułki aby odczytać Mapę Huncwotów, ale nie udało mu się to, oczywiście. Jego serce przepełniała duma na myśl, że jego syn jest taki mądry i umie zrobić tak trudne rzeczy.
- Zobaczcie - szepnęła Hermiona.
Zwrócili wzrok w stronę pergaminu, na którym kolejno ukazały się słowa pisane ręką Ala:
Crucio
Lestrange
Azkaban
Lucjusz
Delphi
Uratować dwoje
- Co to wszystko znaczy? - Zapytała Ginny drżącym głosem. - To pierwsze słowo chyba nie znaczy, że... - przełknęła głośno ślinę, w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Obawiam się, że nie można tego wykluczyć - powiedziała poważnie profesor McGonagall - a nawet trzeba mieć pewność, że to prawda.
Harry zacisnął pięści i zagryzł wargę. Do tej pory pamiętał potworny ból towarzyszący zaklęciu Cruciatus i nie cierpiał myśli, że jego synka, jego Albusa mogło to spotkać. Po chwili, gdy otrząsnął się z szoku zobaczył, że wszyscy nadal są jacyś cisi i zmartwieni, więc zaczął mówić.
- Ech, kolejne słowo jest proste. Przetrzymują go Lestrange'owie.
- Przecież Bellatrix nie żyje, zabiła ją moja mama - zauważyła Ginny - a Rudolph siedzi w Azkabanie.
- Jasne, ale oni mają dzieci, dorosłe.
Wszystkie oczy skierowały się w stronę Hermiony, z której ust padły te słowa.
- No co? Są w rejestrze...
Harry wypuścił ze świstem powietrze.
- Co w takim razie znaczą Azkaban, Lucjusz i Delphi?
- Pewnie...chcą ich uwolnić z Azkabanu. No, wiecie, wujka i przyrodnią siostrę. - Westchnęła Ginny.
- I dlatego porwali mojego brata?! Idioci! - Skwitował James, który do tej pory siedział cicho i przyglądał się poczynaniom reszty.
- Okej, to tylko założenia, ale całkiem możliwe. - Stwierdził Harry. - Ale pozostaje rzecz najtrudniejsza, a mianowicie, co, do diaska, znaczy "uratować dwoje"?
Siedzieli w skupieniu i rozmyślali, ale nikomu nie przychodziło do głowy nic konkretnego. Chodziło dalej o Lucjusza i Delphi, czy o Albusa? Było to zagadką. Po parunastu minutach profesor McGonagall zwróciła się do Hermiony:
- Czy Ministerstwo może namierzyć tych Lestrange'ów?
- Tak, wyślę tylko Patronusa do mojej sekretarki i ktoś się tym zajmie. Za parę minut powinnam mieć odpowiedź. - Powiedziała, wysyłając Patronusa z wiadomością. Po chwili wrócił, pod postacią dorodnego osła i podał adres, który Hermiona natychmiast zapisała.
- To kto idzie na wyprawę?
- Oczywiście my - Ginny chwyciła Harry'ego za rękę.
- Ja też - uśmiechnęła się Hermiona - i zaprzęgnę do tego również Rona. Większa grupa, większe bezpieczeństwo. Myślę, że powinniśmy poprosić Dracona.
- Dlaczego? - Zapytał Harry, dosyć sceptycznie nastawiony do jego udziału w tej wyprawie.
- Lestrenge'owie to jego kuzyni - przewróciła oczami Hermiona. - A to może nam pomóc.
- Ja też chcę uratować Albusa. - Odezwał się Scorpius.
- Nie wiem, panie Malfoy, czy to dobry pomysł - zaczęła profesor McGonagall, lecz pod naciskiem jego spojrzenia dodała - oczywiście, możesz, jeśli tylko ojciec ci pozwoli.
- Ja też!
- Ooo, nie, James, ty zostajesz w Hogwarcie - powiedział Harry, ale James przerwał mu.
- Tato, mam szesnaście lat. A Albus to mój BRAT. Mam tu czekać bezczynnie?
Ginny westchnęła i wzruszyła ramionami.
- Niech idzie - mruknęła pojednawczo.
- Ja też, ja z wami! - Lily stanęła na krześle, by przykuć uwagę pozostałych.
- Lily - zaczęli ostrzegawczo Harry i Ginny.
- Jadę i koniec! Ja też tęsknię za Alem i muszę go zobaczyć! Jestem dobrą czarownicą.
- Skarbie, masz trzynaście lat...
- Nie obchodzi mnie to, tato. Jestem w Gryffindorze, jestem odważna! Nie boję się!
- No, to kiedy wyruszamy? - Zapytała dziarsko Hermiona.
- To nie wygląda jak jego pismo - stwierdził Scorpius. - Chyba, że był bardzo wzburzony, gdy to pisał.
- Może po prostu się spieszył? - Zasugerowała McGonagall.
- Nic z tego nie rozumiem. - Westchnął Harry. - Pisze, że ma się dobrze, a po piśmie widać, że targają nim emocje.
- Może... - zawahała się Lily - może go zmusili, jak myślisz, tato?
Zapanowała cisza. Wszyscy bardzo bali się o Albusa.
- Mam nadzieję, że dobrze go traktują, tak jak pisze. - Mruknął Harry, tłumiąc w zarodku obawy. Nie chciał dzielić się najgorszymi przemyśleniami z rodziną, a zwłaszcza z dziećmi. Niestety Harry wiedział coś nie coś o Śmierciożercach i o tym, jak traktują ludzi i z każdą straconą sekundą, w której nic nie odkryli i do niczego nie doszli, bał się coraz bardziej.
Nagle z głośnym trzaskiem i towarzyszącym mu buchnięciem sadzy przed kominkiem, na drogocennym, zabytkowym (a teraz także poczerniałym) dywanie wylądowała Hermiona.
- Hermiono, wreszcie jesteś! - Ucieszył się Harry - potrzebujemy twojego mózgu!
- To nie brzmi zbyt zachęcająco - zauważyła. - Pokażcie ten list.
Usiadła i w skupieniu zaczęła czytać podany jej kawałek pergaminu. Mruczała coś pod nosem, marszczyła czoło, wodziła palcem po tekście. W pewnym momencie krzyknęła radośnie i pochyliła się niżej nad listem, niemalże dotykając go nosem.
- Mam! - Krzyknęła - zobaczcie!
Zgromadzili się za jej plecami, niemal ją zgniatając.
- Ostatnie zdanie, a konkretnie fragment "Opowiem Wam Więcej" jest napisany z dużych liter, czyli, że to musi być zaszyfrowana wiadomość. Owszem, jest niewyraźne, ale sądzę, że warto spróbować. - Wyciągnęła różdżkę i stuknęła nią w pergamin, mówiąc:
- Ukaż mi swoją zawartość!
Litery zaczęły się mienić i stopniowo znikać. Scorpius sapnął z zachwytu, a Harry przypomniał sobie, jak Snape użył tej formułki aby odczytać Mapę Huncwotów, ale nie udało mu się to, oczywiście. Jego serce przepełniała duma na myśl, że jego syn jest taki mądry i umie zrobić tak trudne rzeczy.
- Zobaczcie - szepnęła Hermiona.
Zwrócili wzrok w stronę pergaminu, na którym kolejno ukazały się słowa pisane ręką Ala:
Crucio
Lestrange
Azkaban
Lucjusz
Delphi
Uratować dwoje
- Co to wszystko znaczy? - Zapytała Ginny drżącym głosem. - To pierwsze słowo chyba nie znaczy, że... - przełknęła głośno ślinę, w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Obawiam się, że nie można tego wykluczyć - powiedziała poważnie profesor McGonagall - a nawet trzeba mieć pewność, że to prawda.
Harry zacisnął pięści i zagryzł wargę. Do tej pory pamiętał potworny ból towarzyszący zaklęciu Cruciatus i nie cierpiał myśli, że jego synka, jego Albusa mogło to spotkać. Po chwili, gdy otrząsnął się z szoku zobaczył, że wszyscy nadal są jacyś cisi i zmartwieni, więc zaczął mówić.
- Ech, kolejne słowo jest proste. Przetrzymują go Lestrange'owie.
- Przecież Bellatrix nie żyje, zabiła ją moja mama - zauważyła Ginny - a Rudolph siedzi w Azkabanie.
- Jasne, ale oni mają dzieci, dorosłe.
Wszystkie oczy skierowały się w stronę Hermiony, z której ust padły te słowa.
- No co? Są w rejestrze...
Harry wypuścił ze świstem powietrze.
- Co w takim razie znaczą Azkaban, Lucjusz i Delphi?
- Pewnie...chcą ich uwolnić z Azkabanu. No, wiecie, wujka i przyrodnią siostrę. - Westchnęła Ginny.
- I dlatego porwali mojego brata?! Idioci! - Skwitował James, który do tej pory siedział cicho i przyglądał się poczynaniom reszty.
- Okej, to tylko założenia, ale całkiem możliwe. - Stwierdził Harry. - Ale pozostaje rzecz najtrudniejsza, a mianowicie, co, do diaska, znaczy "uratować dwoje"?
Siedzieli w skupieniu i rozmyślali, ale nikomu nie przychodziło do głowy nic konkretnego. Chodziło dalej o Lucjusza i Delphi, czy o Albusa? Było to zagadką. Po parunastu minutach profesor McGonagall zwróciła się do Hermiony:
- Czy Ministerstwo może namierzyć tych Lestrange'ów?
- Tak, wyślę tylko Patronusa do mojej sekretarki i ktoś się tym zajmie. Za parę minut powinnam mieć odpowiedź. - Powiedziała, wysyłając Patronusa z wiadomością. Po chwili wrócił, pod postacią dorodnego osła i podał adres, który Hermiona natychmiast zapisała.
- To kto idzie na wyprawę?
- Oczywiście my - Ginny chwyciła Harry'ego za rękę.
- Ja też - uśmiechnęła się Hermiona - i zaprzęgnę do tego również Rona. Większa grupa, większe bezpieczeństwo. Myślę, że powinniśmy poprosić Dracona.
- Dlaczego? - Zapytał Harry, dosyć sceptycznie nastawiony do jego udziału w tej wyprawie.
- Lestrenge'owie to jego kuzyni - przewróciła oczami Hermiona. - A to może nam pomóc.
- Ja też chcę uratować Albusa. - Odezwał się Scorpius.
- Nie wiem, panie Malfoy, czy to dobry pomysł - zaczęła profesor McGonagall, lecz pod naciskiem jego spojrzenia dodała - oczywiście, możesz, jeśli tylko ojciec ci pozwoli.
- Ja też!
- Ooo, nie, James, ty zostajesz w Hogwarcie - powiedział Harry, ale James przerwał mu.
- Tato, mam szesnaście lat. A Albus to mój BRAT. Mam tu czekać bezczynnie?
Ginny westchnęła i wzruszyła ramionami.
- Niech idzie - mruknęła pojednawczo.
- Ja też, ja z wami! - Lily stanęła na krześle, by przykuć uwagę pozostałych.
- Lily - zaczęli ostrzegawczo Harry i Ginny.
- Jadę i koniec! Ja też tęsknię za Alem i muszę go zobaczyć! Jestem dobrą czarownicą.
- Skarbie, masz trzynaście lat...
- Nie obchodzi mnie to, tato. Jestem w Gryffindorze, jestem odważna! Nie boję się!
- No, to kiedy wyruszamy? - Zapytała dziarsko Hermiona.
Harrah's Cherokee Casino & Hotel - Mapyro
OdpowiedzUsuńHarrah's Cherokee Casino 정읍 출장안마 & Hotel Address: 대전광역 출장마사지 777 Harrah's 전주 출장샵 Blvd, Cherokee, 당진 출장샵 NC 28719. Phone: 파주 출장샵 (704) 490-7777