Rozdział 27
- Zapomniałem różdżki! - Krzyknął z przestrachem Tyler, gdy znaleźli się już wysoko na niebie.
- Och - zmartwiła się Ginny. - Chyba musimy zawrócić.
- Dobrze - westchnął Harry.
Jako, że mieli tylko trzy miotły (na jednej leciał Harry z Albusem i Scorpiusem, na drugiej Ginny i Lily a na trzeciej James i Tyler; prawdziwe podekscytowany), zdecydowali się polecieć razem do domu Lestrange'ów. Lazurowe wcześniej niebo przykryły ciężkie, burzowe chmury, nawet pies przestał ujadać, gdy lądowali w pobliżu domu, z którego już raz dziś wychodzili. Harry z zaniepokojeniem zarejestrował, że boli go blizna. Otworzyli drzwi i weszli. Dopiero teraz zobaczyli czarny wystrój, grube kotary w oknach i rzeźbione, drogocenne meble. Weszli do salonu, gdzie zostali powitani zdziwionymi spojrzeniami.
- My tylko - westchnął James - po różdżkę Tylera.
Ty znikł w jednym z korytarzy. Harry odwrócił się w stronę Rona i Hermiony, rozmawiając, po chwili dołączyła do nich cała reszta. Pochłonięci rozmową nie zauważyli, jak Marvolo wyciąga końcami palców związanej ręki różdżkę z kieszeni szaty i szepcze zaklęcie. Więzy opadają, a Marvolo podaje siostrze swoją różdżkę. Siedzą dokładnie w taki sam sposób w jaki robili to wcześniej.
Tyler wbiega do pokoju unosząc w górę różdżkę. Albus podchodzi do niego i mocno go przytula. Jest z niego taki dumny i tak mu wdzięczny! A teraz on będzie w stanie zmienić jego los.
- Tyler, odsuń się od niego - syczy Theresa Beatrix.
Al czuje, jak malec sztywnieje i powoli wysuwa się z jego objęć. Cofa się kilka kroków do tyłu.
- A teraz, panie i panowie - chrząka Theresa, a wszystkie oczy zwracają się w jej stronę. - A teraz - podnosi różdżkę i celuje w Albusa, a potem krzyczy, a wszystko to robi tak szybko, że nikt nie zdąża zareagować, niemalże w ułamku sekundy. - AVADA KEDAVRA!
Zielony strumień światła wyskakuje z różdżki i pędzi w stronę Ala w zatrważającym tempie. "Boże, przepraszam, to już koniec" - myśli Albus.
- NIEEEEEEEE!!!!! - Wrzeszczy Harry i biegnie, biegnie tak szybko jak jeszcze nigdy, chociaż coś pali go w płucach, chociaż nogi odmawiają mu posłuszeństwa, chociaż blizna piecze i rozrywa mu czoło.
Albus czuje, że upada na bok, na podłogę, czuje, że się turla. Zamyka oczy. A potem słyszy głośny huk jaki towarzyszy spadającemu ciału.
- EXPELLIARMUS! - Wrzeszczy wujek Ron, różdżka Marvola odskakuje i frunie wprost do niego z ręki Theresy.
Albus patrzy w stronę ojca. Harry leży na podłodze i nie rusza się. Jest bardzo blady, ma lekko otworzone usta i szkliste, zielone oczy wpatrzone w jeden punkt na suficie.
- TATO! - Krzyczy Albus i czołga się do niego. Upada na ciało Harry'ego i płacze. Coś rozdziera go w środku. Czuje się, jakby jego wnętrzności były rozrywane na tysiące kawałeczków. I tak ciągle i ciągle, zamknięte koło. Wolałby dostać Cruciatusem. Albus nie widzi przez łzy, ale wie, że koło niego zbierają się wszyscy obecni, oczywiście oprócz Lestrange'ów, którzy zostali już ponownie związani przez Draco. Tym razem jakimś mocnym, czarnoksięskim zaklęciem, spod którego się nie uwolnią, zwłaszcza, że żadne z nich nie ma różdżki. Słyszy krótki, zduszony szloch mamy i płacz Lily.
- Harry...- mówi dziwnie płaczliwym głosem jak na Minister Magii Hermiona.
- To wszystko moja wina -rozlega się cichy, nienawistny i przeraźliwie smutny głos.
Al ociera łzy i odwraca się, żeby zobaczyć, kto to powiedział.
To Tyler.
- Och - zmartwiła się Ginny. - Chyba musimy zawrócić.
- Dobrze - westchnął Harry.
Jako, że mieli tylko trzy miotły (na jednej leciał Harry z Albusem i Scorpiusem, na drugiej Ginny i Lily a na trzeciej James i Tyler; prawdziwe podekscytowany), zdecydowali się polecieć razem do domu Lestrange'ów. Lazurowe wcześniej niebo przykryły ciężkie, burzowe chmury, nawet pies przestał ujadać, gdy lądowali w pobliżu domu, z którego już raz dziś wychodzili. Harry z zaniepokojeniem zarejestrował, że boli go blizna. Otworzyli drzwi i weszli. Dopiero teraz zobaczyli czarny wystrój, grube kotary w oknach i rzeźbione, drogocenne meble. Weszli do salonu, gdzie zostali powitani zdziwionymi spojrzeniami.
- My tylko - westchnął James - po różdżkę Tylera.
Ty znikł w jednym z korytarzy. Harry odwrócił się w stronę Rona i Hermiony, rozmawiając, po chwili dołączyła do nich cała reszta. Pochłonięci rozmową nie zauważyli, jak Marvolo wyciąga końcami palców związanej ręki różdżkę z kieszeni szaty i szepcze zaklęcie. Więzy opadają, a Marvolo podaje siostrze swoją różdżkę. Siedzą dokładnie w taki sam sposób w jaki robili to wcześniej.
Tyler wbiega do pokoju unosząc w górę różdżkę. Albus podchodzi do niego i mocno go przytula. Jest z niego taki dumny i tak mu wdzięczny! A teraz on będzie w stanie zmienić jego los.
- Tyler, odsuń się od niego - syczy Theresa Beatrix.
Al czuje, jak malec sztywnieje i powoli wysuwa się z jego objęć. Cofa się kilka kroków do tyłu.
- A teraz, panie i panowie - chrząka Theresa, a wszystkie oczy zwracają się w jej stronę. - A teraz - podnosi różdżkę i celuje w Albusa, a potem krzyczy, a wszystko to robi tak szybko, że nikt nie zdąża zareagować, niemalże w ułamku sekundy. - AVADA KEDAVRA!
Zielony strumień światła wyskakuje z różdżki i pędzi w stronę Ala w zatrważającym tempie. "Boże, przepraszam, to już koniec" - myśli Albus.
- NIEEEEEEEE!!!!! - Wrzeszczy Harry i biegnie, biegnie tak szybko jak jeszcze nigdy, chociaż coś pali go w płucach, chociaż nogi odmawiają mu posłuszeństwa, chociaż blizna piecze i rozrywa mu czoło.
Albus czuje, że upada na bok, na podłogę, czuje, że się turla. Zamyka oczy. A potem słyszy głośny huk jaki towarzyszy spadającemu ciału.
- EXPELLIARMUS! - Wrzeszczy wujek Ron, różdżka Marvola odskakuje i frunie wprost do niego z ręki Theresy.
Albus patrzy w stronę ojca. Harry leży na podłodze i nie rusza się. Jest bardzo blady, ma lekko otworzone usta i szkliste, zielone oczy wpatrzone w jeden punkt na suficie.
- TATO! - Krzyczy Albus i czołga się do niego. Upada na ciało Harry'ego i płacze. Coś rozdziera go w środku. Czuje się, jakby jego wnętrzności były rozrywane na tysiące kawałeczków. I tak ciągle i ciągle, zamknięte koło. Wolałby dostać Cruciatusem. Albus nie widzi przez łzy, ale wie, że koło niego zbierają się wszyscy obecni, oczywiście oprócz Lestrange'ów, którzy zostali już ponownie związani przez Draco. Tym razem jakimś mocnym, czarnoksięskim zaklęciem, spod którego się nie uwolnią, zwłaszcza, że żadne z nich nie ma różdżki. Słyszy krótki, zduszony szloch mamy i płacz Lily.
- Harry...- mówi dziwnie płaczliwym głosem jak na Minister Magii Hermiona.
- To wszystko moja wina -rozlega się cichy, nienawistny i przeraźliwie smutny głos.
Al ociera łzy i odwraca się, żeby zobaczyć, kto to powiedział.
To Tyler.
Komentarze
Prześlij komentarz