Rozdział 13
Uczniowie powoli opuszczali salę do eliksirów, tak że po minucie zostali w niej tylko Albus i Scorpius wraz z profesorem Slughornem. Ten ostatni podszedł do nich, marszcząc brwi.
- Nie życzę sobie więcej spóźnień na moją lekcję. Dziś potraktowałem to ulgowo, no bo w końcu znam i cenię waszych rodziców, a w twoim przypadku, Potter, nawet dziadków, ale pamiętajcie, że życie uczuciowe nie może konkurować z nauką.
Al i Scorp wymienili kpiące spojrzenia.
- A pan miał kiedykolwiek jakieś życie uczuciowe? - Zapytał Albus, a widząc, że Slughorn wydaje się być speszonym, dodał - oczywiście, że nie. Gdyby pan miał, panie profesorze, wiedziałby pan, jak trudno jest cokolwiek nad nie przedłożyć.
Nawet Scorpius wydawał się być rozbawiony i wyluzowany, mimo, że normalnie był bardzo grzeczny w stosunku do nauczycieli jak i wszystkich dorosłych w ogóle.
- Chłopcy! - Slughorn zgromił ich wzrokiem. - Jesteście moimi wychowankami. Oczekuję od was większej intymności, gdyż chłopcy z waszej sypialni zdają się być lekko zniesmaczeni publicznym, hm, okazywaniem uczuć. Mam również nadzieję, że zabierzecie się do nauki, ponieważ już niedługo święta, a po nich egzaminy, jak zapewne wiecie.
Pokiwali głowami, nieco znudzeni.
- Tymczasem ja zapraszam was dzisiaj do mnie do gabinetu na przyjęcie. Hm,hm - odchrząknął - klubu Ślimaka. No, wiecie istniał przez wiele lat i teraz reorganizuję to, a jako, że jesteście jednymi z moich ulubionych uczniów, naturalnie nie może was tam zabraknąć.
- Jeszcze się zastanowimy, panie profeso... - zaczął Scorpius, lecz Albus mu przerwał.
- Z pewnością będziemy.
Scorp był zdziwiony reakcją chłopaka, nie spodziewał się, że Albus będzie chętny na uczestnictwo w jakimś tam przyjęciu Horacego Slughorna, zwłaszcza po tym, jak ich zbeształ, zaraz potem zapewniając, że są jednymi z jego ulubionych uczniów.
- Dlaczego powiedziałeś, że będziemy? - Zapytał.
- Mam dzisiaj dobry humor, wiesz, Scorpiusie? - Al uśmiechnął się promiennie. - Zrobimy profesorowi kawał... - pochylił się i zaczął szeptać nad uchem Scorpiusa.
- Yy, nie wiem, czy to dobry pomysł - zaczął Malfoy, ale, zastanowiwszy się nad tym głębiej, uśmiechnął się.
Na przyjęciu Slughorna roiło się od uczniów. Były tu Rose i Victoria, mały Hugo, a także rodzeństwo Albusa, McLaggen, Finnigan, Smith, Zabini i paru innych, dobrze im znanych osób. Siedzieli przy okrągłym stole i jedli smaczne potrawy, a profesor wypytywał zaproszonych uczniów o członków rodziny, o to, co robią, jaki mają z nimi kontakt, czego dokonali. Wspominał, jakimi doskonałymi byli uczniami, ale Albus był pewny, że łgał, gdy mówił o wujku Ronie. Po paru godzinach wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia, dziękować Slughornowi za poczęstunek i inne takie, a potem wychodzić. Albus dał znak Scorpiusowi i obaj osunęli się szybko pod stół. Dopiero, kiedy wyszła ostatnia osoba, Victoria Longbottom, powoli się spod niego wyłonili.
- O, chłopcy, wy jeszcze tu? - Zdziwił się na ich widok profesor.
- Hm, taak, tak wyszło - zaczął Al. - Mamy do pana pewne pytanie, ja i Scorpius - Slughornowi zrzedła mina, Albus kontynuował - a więc, ostatnio w dziale Ksiąg Zakazanych znaleźliśmy dziwne słowo. Nie wiemy, co ono znaczy, nigdzie nie było podanej definicji. - Patrzyli z rosnącym podnieceniem, jak na obliczu nauczyciela zaczyna odmalowywać się strach. - Zwracamy się z tym do pana, bo uważamy, że pan z pewnością wie, co ono oznacza.
Albus patrzył na niego wyczekująco. Profesor Slughorn przełknął ślinę.
- Ja...- odchrząknął - jakie to słowo?
- To słowo to horkruks. - Powiedział Scorpius, przenikając go spojrzeniem swoich błękitnych oczu.
- O nie! - Wrzasnął zdenerwowany Slughorn. - W tej chwili wynoście się obaj z mojego gabinetu! Natychmiast idę zgłosić dyrektorowi to zdarzenie i posyłam sowy do waszych rodziców! No już, zjeżdżajcie!
Albus i Scorpius wybuchnęli głośnym śmiechem i wybiegli do dormitorium Slytherinu, trzymając się za brzuchy, gdyż wstrząsał nimi spazmatyczny śmiech.
- Nie życzę sobie więcej spóźnień na moją lekcję. Dziś potraktowałem to ulgowo, no bo w końcu znam i cenię waszych rodziców, a w twoim przypadku, Potter, nawet dziadków, ale pamiętajcie, że życie uczuciowe nie może konkurować z nauką.
Al i Scorp wymienili kpiące spojrzenia.
- A pan miał kiedykolwiek jakieś życie uczuciowe? - Zapytał Albus, a widząc, że Slughorn wydaje się być speszonym, dodał - oczywiście, że nie. Gdyby pan miał, panie profesorze, wiedziałby pan, jak trudno jest cokolwiek nad nie przedłożyć.
Nawet Scorpius wydawał się być rozbawiony i wyluzowany, mimo, że normalnie był bardzo grzeczny w stosunku do nauczycieli jak i wszystkich dorosłych w ogóle.
- Chłopcy! - Slughorn zgromił ich wzrokiem. - Jesteście moimi wychowankami. Oczekuję od was większej intymności, gdyż chłopcy z waszej sypialni zdają się być lekko zniesmaczeni publicznym, hm, okazywaniem uczuć. Mam również nadzieję, że zabierzecie się do nauki, ponieważ już niedługo święta, a po nich egzaminy, jak zapewne wiecie.
Pokiwali głowami, nieco znudzeni.
- Tymczasem ja zapraszam was dzisiaj do mnie do gabinetu na przyjęcie. Hm,hm - odchrząknął - klubu Ślimaka. No, wiecie istniał przez wiele lat i teraz reorganizuję to, a jako, że jesteście jednymi z moich ulubionych uczniów, naturalnie nie może was tam zabraknąć.
- Jeszcze się zastanowimy, panie profeso... - zaczął Scorpius, lecz Albus mu przerwał.
- Z pewnością będziemy.
Scorp był zdziwiony reakcją chłopaka, nie spodziewał się, że Albus będzie chętny na uczestnictwo w jakimś tam przyjęciu Horacego Slughorna, zwłaszcza po tym, jak ich zbeształ, zaraz potem zapewniając, że są jednymi z jego ulubionych uczniów.
- Dlaczego powiedziałeś, że będziemy? - Zapytał.
- Mam dzisiaj dobry humor, wiesz, Scorpiusie? - Al uśmiechnął się promiennie. - Zrobimy profesorowi kawał... - pochylił się i zaczął szeptać nad uchem Scorpiusa.
- Yy, nie wiem, czy to dobry pomysł - zaczął Malfoy, ale, zastanowiwszy się nad tym głębiej, uśmiechnął się.
Na przyjęciu Slughorna roiło się od uczniów. Były tu Rose i Victoria, mały Hugo, a także rodzeństwo Albusa, McLaggen, Finnigan, Smith, Zabini i paru innych, dobrze im znanych osób. Siedzieli przy okrągłym stole i jedli smaczne potrawy, a profesor wypytywał zaproszonych uczniów o członków rodziny, o to, co robią, jaki mają z nimi kontakt, czego dokonali. Wspominał, jakimi doskonałymi byli uczniami, ale Albus był pewny, że łgał, gdy mówił o wujku Ronie. Po paru godzinach wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia, dziękować Slughornowi za poczęstunek i inne takie, a potem wychodzić. Albus dał znak Scorpiusowi i obaj osunęli się szybko pod stół. Dopiero, kiedy wyszła ostatnia osoba, Victoria Longbottom, powoli się spod niego wyłonili.
- O, chłopcy, wy jeszcze tu? - Zdziwił się na ich widok profesor.
- Hm, taak, tak wyszło - zaczął Al. - Mamy do pana pewne pytanie, ja i Scorpius - Slughornowi zrzedła mina, Albus kontynuował - a więc, ostatnio w dziale Ksiąg Zakazanych znaleźliśmy dziwne słowo. Nie wiemy, co ono znaczy, nigdzie nie było podanej definicji. - Patrzyli z rosnącym podnieceniem, jak na obliczu nauczyciela zaczyna odmalowywać się strach. - Zwracamy się z tym do pana, bo uważamy, że pan z pewnością wie, co ono oznacza.
Albus patrzył na niego wyczekująco. Profesor Slughorn przełknął ślinę.
- Ja...- odchrząknął - jakie to słowo?
- To słowo to horkruks. - Powiedział Scorpius, przenikając go spojrzeniem swoich błękitnych oczu.
- O nie! - Wrzasnął zdenerwowany Slughorn. - W tej chwili wynoście się obaj z mojego gabinetu! Natychmiast idę zgłosić dyrektorowi to zdarzenie i posyłam sowy do waszych rodziców! No już, zjeżdżajcie!
Albus i Scorpius wybuchnęli głośnym śmiechem i wybiegli do dormitorium Slytherinu, trzymając się za brzuchy, gdyż wstrząsał nimi spazmatyczny śmiech.
Komentarze
Prześlij komentarz