Rozdział 18

Albusa obudził zapach pościeli. Początkowo myślał, że jest w niebie czy też tam, gdzie się idzie po śmierci, ale okazało się, że znajduje się w skrzydle szpitalnym. Zerknął w bok i zobaczył Scorpiusa, leżącego w łóżku obok niego. Miał zamknięte oczy i niemal stapiał się z białą poduszką i kołdrą. Albus podniósł się i powoli przysunął na skraj łóżka, bo bardzo chciał podejść do niego.
- Nie wstawaj! - Krzyk uprzedził jego zamiary. Pani Pomfrey zbliżała się do niego szybkim krokiem. - Leż i nie waż się wstawać, dementorzy wysysają masę energii. Masz, zjedz to. No, nie patrz tak. To czekolada - lekarstwo na dementorów i prawdopodobnie jedyne smaczne, jakie istnieje.
Albus usadowił się wygodnie, opierając się o poduszkę i zatopił zęby w czekoladzie, mrucząc z rozkoszą nad tym, jak dobra była.
- A Scorpius? - Zapytał po paru kęsach.
- No cóż, jeszcze się nie obudził. Musimy czekać. - Pani Pomfrey odeszła dziarskim krokiem w inną część skrzydła szpitalnego.
Al jadł czekoladę, zerkając co jakiś czas na Scorpiusa, leżącego nieruchomo w pościeli. Nagle poruszył się niespokojnie, jęknął i powoli otworzył oczy.
- Pani Pomfrey!!!! - Wrzasnął Albus, błyskawicznie zeskakując z łóżka, i przypadając do przyjaciela.
- Scorpiusku, jak się czujesz? Nie martw się, uratowano nas! Yyy, to znaczy, ja już byłem blisko, ale wiesz no, było ich naprawdę dużo i w ogóle...
- A ty gdzie?! - Przerwała im pani Pomfrey - wracaj do siebie, ale szybko. Proszę, masz tu czekoladę, powinna pomóc. - Powiedziała, wręczając Scorpiusowi czekoladę.
Nie umknęło uwadze Albusa, że Scorpius dostał dwie tabliczki, a on tylko jedną. Nie zdążył jednak wypowiedzieć na głos swojej myśli, gdyż nagle rozległy się wzburzone głosy i do sali wparowali: cała rodzina Albusa łącznie z rodzeństwem i ojciec Scorpiusa.
- Albus! - Ginny, jego matka, przypadła do niego, głaskając go po policzku i bacznie oglądając. - Nic ci nie jest?
- Maaaamo, nie, wszystko w porządku - Al zabrał rękę, którą trzymała i odsunął się bardziej w głąb poduszki. Lily wskoczyła z rozpędu na jego łóżko, więc Albus skrzywił się z bólu pod jej kościstym ciałkiem i stwierdził w myślach, że owszem, teraz już coś jest nie tak.
- Lily! Złaź natychmiast! - Ginny chwyciła małą pod pachy i ściągnęła z Albusa. James patrzył na brata krzywo, jakby z satysfakcją, z miną, która mówiła "A nie mówiłem?".
- Mamo, ja - Al zerknął na Scorpiusa, nadal bladego, ledwo podnoszącego się znad poduszki. - Ja próbowałem. - Poczuł jak łzy gromadzą mu się w oczach.
- Synku, wiem. - Ginny uśmiechnęła się do niego łagodnie - sprawdzono twoją różdżkę, no wiesz Specialis Revelio. 
Albus otarł łzy i rozpromienił się nieco, ponieważ poczuł się ważniejszy z tym, że ludzie już wiedzą, że chciał uratować Scorpiusa.
Nagle rozległ się krzyk pani Pomfrey. Ginny odwróciła się gwałtownie i zobaczyła Harry'ego i Draco, którzy mierzyli w siebie różdżkami, a wokół nich było istne pobojowisko. Najwyraźniej stłukła się gablotka z lekami. Pielęgniarka cisnęła z oczu piorunami.
- Tato - zaczął słabym głosem Scorpius - skąd wzięli się ci dementorzy?
- Nie wiem, Scorpiusie - zerknął na niego Draco. - Ale Potter zaraz mi za to odpowie.
Szarpnął Harry'ego za kołnierz szaty i skierował się w stronę drzwi.
- Grzecznie tam! - Krzyknęła za nimi Ginny.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 35

Rozdział 26 #pisarskakolaboracja #blogowewyzwanie

Rozdział 7