Rozdział 15
Hagrid czekał na nich w holu. Uśmiechał się dziarsko i radośnie, jak zawsze, kiedy szykowała się wyprawa do Zakazanego Lasu. Albus i Scorpius mieli mniej ucieszone miny. W tym lesie było wyjątkowo ciemno i krążyło o nim wiele przerażających legend.
- O, cześć chłopaki! - Ucieszył się półolbrzym na ich widok. - Co macie takie smutne miny?
- Witaj, Hagridzie - mruknął Albus. - Zdradzisz nam co będziemy robić?
- O, tak, jasne. Będziecie zadowoleni, poszukamy jednorożców.
Chłopców średnio zachwyciła ta wizja. Powiedzmy, że są według chłopaków ciekawsze i przyjemniejsze zajęcia, niż tropienie jednorożców.
- A dlaczego? - Zapytał uprzejmie Scorp, który był tym nieco bardziej zainteresowany niż Al.
- Jest ich coraz mniej. Poszukamy sobie jakiś.
W Zakazanym lesie jak zwykle panował szary półmrok. Drzewa i krzewy plątały się gęściej, niż gdy byli tu ostatnim razem, wydawały się być nie do przejścia, jednak Hagrid najwyraźniej tak nie uważał. Dziarskim krokiem przeciskał się przez wąskie przejścia i przytrzymywał gałązki, aby chłopcy mogli przejść za nim. Było złowieszczo. Scorpius wzdrygnął się, gdy gałązka przesunęła się po jego rękawie i szybko złapał Albusa za rękę. Odwzajemnił uścisk. Kieł biegał w tę i wewte, uradowany, węsząc. Hagrid pokazał im coś na pniu drzewa, a oni zobaczyli, że to nieśmiałki. Byli zdziwieni tym, że tak urocze stworzonko może mieszkać w takim okropnym miejscu. Szli bardzo długo w pogłębiającą się ciemność i mieli wrażenie, że nogi zaraz im odpadną ze zmęczenia.
Nagle Kieł zaskomlał i przypadł do nogi Hagrida, wystraszony. Piszczał i kulił się jakby był małym szczeniakiem, a nie prawie osiemdziesięcio kilogramowym brytanem.
- Uwaga, uwaga - zaszeptał nerwowo półolbrzym i zaczął nasłuchiwać.
- Co to może być? - Mimo szeptu głos Albusa załamywał się - centaur?
- Może gigantyczny pająk?
- Albo, o nie, to nie może być sklątek tylnowybuchowy?!
Hagrid popatrzył na nich surowo, kładąc gruby, brudny paluch na ustach. Chłopcy uciszyli się szybko, wciąż dygocąc ze strachu, pamiętając jednak o tym, co Hagrid dla nich zrobił - wybłagał u Slughorna "lżejszą" według siebie karę, a mianowicie zamiast rozdzielania zjadających się nawzajem sklątek tylnowybuchowych zaproponował zabranie ich do Zakazanego Lasu. No dobra, nie musiał błagać, tylko przyrzekać, że wrócą cali i zdrowi. Powiedział im po tej rozmowie coś w stylu "ze sklątkami pomoże mi ktoś inny", a oni bardzo się ucieszyli. No cóż, chyba niesłusznie.
Wtedy Hagrid wypchnął ich przed siebie na polanę; drobne gałązki podrapały im twarze, więc nie będzie można powiedzieć, że wrócili cali. I nagle, gdy otworzyli przymrużone pod naciskiem gałęzi oczy, ujrzeli jednorożca. Był piękny, emanowała od niego potęga. Jego lśniąca grzywa unosiła się lekko w powietrzu, falując i migocząc. W ogóle od całego jego ciała biła biało - srebrna, oślepiająca poświata. Zarżał, ostrożnie się wycofując. Na jego czole widniał piękny róg. Złotym kopytem lekko postukał w ziemię.
- Podejdź do niego - Hagrid popchnął Scorpiusa do przodu - No idź! One wolą kobiety, a ty jesteś najbardziej kobiecy z nas!
Albus nieomal parsknął śmiechem. Scorpius podchodził powoli, niepewnie. Jednorożec nie cofnął się, patrzył za to na niego przenikliwymi ślepiami. Scorp uniósł rękę i delikatnie położył ją na chrapach stworzenia.
- Hej, Malfoy - syknął Hagrid - weź garść jego włosów! Potrzebuję ich dla Ollivandera!
Dłoń chłopca powoli przesunęła się na grzywę zwierzęcia.
- Nie przestrasz go!
I nagle zacisnęła się na jednym z kosmyków i szarpnęła. Jednorożec zarżał rozpaczliwie, a Scorpius cofnął się prędko, kiedy zwierzę stanęło dęba. Hagrid podbiegł i chwycił chłopca za ramię, odciągając go od wierzgającego stworzenia.
Wracali do dormitorium zadowoleni (zwłaszcza Scorpius) i wystraszeni (zwłaszcza Scorpius) za razem.
- O, cześć chłopaki! - Ucieszył się półolbrzym na ich widok. - Co macie takie smutne miny?
- Witaj, Hagridzie - mruknął Albus. - Zdradzisz nam co będziemy robić?
- O, tak, jasne. Będziecie zadowoleni, poszukamy jednorożców.
Chłopców średnio zachwyciła ta wizja. Powiedzmy, że są według chłopaków ciekawsze i przyjemniejsze zajęcia, niż tropienie jednorożców.
- A dlaczego? - Zapytał uprzejmie Scorp, który był tym nieco bardziej zainteresowany niż Al.
- Jest ich coraz mniej. Poszukamy sobie jakiś.
W Zakazanym lesie jak zwykle panował szary półmrok. Drzewa i krzewy plątały się gęściej, niż gdy byli tu ostatnim razem, wydawały się być nie do przejścia, jednak Hagrid najwyraźniej tak nie uważał. Dziarskim krokiem przeciskał się przez wąskie przejścia i przytrzymywał gałązki, aby chłopcy mogli przejść za nim. Było złowieszczo. Scorpius wzdrygnął się, gdy gałązka przesunęła się po jego rękawie i szybko złapał Albusa za rękę. Odwzajemnił uścisk. Kieł biegał w tę i wewte, uradowany, węsząc. Hagrid pokazał im coś na pniu drzewa, a oni zobaczyli, że to nieśmiałki. Byli zdziwieni tym, że tak urocze stworzonko może mieszkać w takim okropnym miejscu. Szli bardzo długo w pogłębiającą się ciemność i mieli wrażenie, że nogi zaraz im odpadną ze zmęczenia.
Nagle Kieł zaskomlał i przypadł do nogi Hagrida, wystraszony. Piszczał i kulił się jakby był małym szczeniakiem, a nie prawie osiemdziesięcio kilogramowym brytanem.
- Uwaga, uwaga - zaszeptał nerwowo półolbrzym i zaczął nasłuchiwać.
- Co to może być? - Mimo szeptu głos Albusa załamywał się - centaur?
- Może gigantyczny pająk?
- Albo, o nie, to nie może być sklątek tylnowybuchowy?!
Hagrid popatrzył na nich surowo, kładąc gruby, brudny paluch na ustach. Chłopcy uciszyli się szybko, wciąż dygocąc ze strachu, pamiętając jednak o tym, co Hagrid dla nich zrobił - wybłagał u Slughorna "lżejszą" według siebie karę, a mianowicie zamiast rozdzielania zjadających się nawzajem sklątek tylnowybuchowych zaproponował zabranie ich do Zakazanego Lasu. No dobra, nie musiał błagać, tylko przyrzekać, że wrócą cali i zdrowi. Powiedział im po tej rozmowie coś w stylu "ze sklątkami pomoże mi ktoś inny", a oni bardzo się ucieszyli. No cóż, chyba niesłusznie.
Wtedy Hagrid wypchnął ich przed siebie na polanę; drobne gałązki podrapały im twarze, więc nie będzie można powiedzieć, że wrócili cali. I nagle, gdy otworzyli przymrużone pod naciskiem gałęzi oczy, ujrzeli jednorożca. Był piękny, emanowała od niego potęga. Jego lśniąca grzywa unosiła się lekko w powietrzu, falując i migocząc. W ogóle od całego jego ciała biła biało - srebrna, oślepiająca poświata. Zarżał, ostrożnie się wycofując. Na jego czole widniał piękny róg. Złotym kopytem lekko postukał w ziemię.
- Podejdź do niego - Hagrid popchnął Scorpiusa do przodu - No idź! One wolą kobiety, a ty jesteś najbardziej kobiecy z nas!
Albus nieomal parsknął śmiechem. Scorpius podchodził powoli, niepewnie. Jednorożec nie cofnął się, patrzył za to na niego przenikliwymi ślepiami. Scorp uniósł rękę i delikatnie położył ją na chrapach stworzenia.
- Hej, Malfoy - syknął Hagrid - weź garść jego włosów! Potrzebuję ich dla Ollivandera!
Dłoń chłopca powoli przesunęła się na grzywę zwierzęcia.
- Nie przestrasz go!
I nagle zacisnęła się na jednym z kosmyków i szarpnęła. Jednorożec zarżał rozpaczliwie, a Scorpius cofnął się prędko, kiedy zwierzę stanęło dęba. Hagrid podbiegł i chwycił chłopca za ramię, odciągając go od wierzgającego stworzenia.
Wracali do dormitorium zadowoleni (zwłaszcza Scorpius) i wystraszeni (zwłaszcza Scorpius) za razem.
Komentarze
Prześlij komentarz